Opublikowano Dodaj komentarz

Rozmowa z Javierem Iruretą

Trener Javier Irureta zaproponował, żebyśmy spotkali się w piłkarskim miejscu, czyli w hotelu El Embarcadero. To właśnie w tym obiekcie prowadzone są rozmowy ludzi związanych z futbolem na najwyższym szczeblu. Nawet sam Marcelo Bielsa podczas swojego dwuletniego pobytu w Athletic Bilbao był tutaj zakwaterowany. Na spotkanie z „Jabo” przyszedłem na piechotę, około 4 km w jedną stronę z Sestao do Getxo, przechodząc przez most Puente Colgante.  Kilkukilometrowy spacer w pięknej okolicy pozwolił mi jeszcze bardziej zastanowić się nad fenomenem tego szkoleniowca. Oprócz zamiłowania do futbolu, a dokładniej do baskijskiej piłki, z Javierem Iruretą łączy nas również klub Sestao River, czyli mój obecny pracodawca. Jak sam twierdzi baskijski trener, to właśnie doświadczenie zdobyte z tym zespołem w dużym stopniu wpłynęło na jego późniejsze sukcesy.

Jest to wyjątkowa postać w hiszpańskiej piłce, chociażby ze względu na to, że ma największą ilość spotkań jako trener w La Lidze zaraz po Luisie Aragonesie (612). Ogromny bagaż doświadczeń, nie wspominając o meczach w Copa del Rey czy Champions League. Oprócz tego rozegrał ponad 300 spotkań jako zawodnik hiszpańskiej Primera Division w barwach Atletico Madryt oraz Athletic Bilbao. To dla mnie olbrzymia przyjemność, czerpać wiedzę od legendy hiszpańskiej piłki.

Czym dla Ciebie jest piłka nożna? Jak wyglądały Twoje piłkarskie początki?

Piłka nożna to całe moje życie. Zacząłem grać w piłkę w bardzo młodym wieku na plaży w moim rodzinnym mieście (Hondarribia). Nie zależnie od pogody, przez kilka lat grałem ze starszymi kolegami. Synowie rybaków to twarde chłopaki i w pewnym stopniu ukształtowali mój charakter. W wieku 15 lat przeszedłem już na prawdziwe boisko piłkarskie reprezentując barwy lokalnego klubu Irun. Następnie, trafiłem do zespołu seniorów w wieku 18 lat, który występował na ówczesnym 3 poziomie rozgrywkowym. Pamiętam jedno ze spotkań, kiedy to graliśmy z drużyną z Ceuty i ktoś z naszego klubu wpadł na pomysł, żeby polać wodą boisko, tak aby warunki były dla nas korzystniejsze. Lokalni strażacy do tego stopnia zmoczyli murawę, że nie tylko zaskoczyliśmy zawodników z południa, ale również nas samych i ostatecznie nie udało nam się ich pokonać.

Po udanym sezonie w barwach Irun, wypatrzyli mnie ludzie z Atletico Madryt. Głównie grałem w środku pola z tak znakomitymi zawodnikami jak Abelardo czy Luis Aragones. Po 8 latach gry na najwyższym poziomie, zdecydowałem się na powrót w rodzinne strony, do Kraju Basków, gdzie przez 5 sezonów reprezentowałem barwy Athletic Bilbao. Zostałem zmuszony zakończyć swoją karierę piłkarską w wieku 32 lat przez problemy zdrowotne, a dokładnie problemy w okolicach spojenia łonowego, gdyż w tamtych czasach nie operowano na taką skalę jak obecnie.

Czy po zakończeniu kariery piłkarskiej, od razu wiedziałeś, że zostaniesz trenerem?

Nie, na początku chciałem ukończyć studia, co nie było proste, kiedy byłem profesjonalnym zawodnikiem, ale ostatecznie udało mi się uzyskać tytuł inżyniera. Miałem wtedy już dwójkę dzieci, także wiedziałem, że muszę podjąć jakąś decyzję. Pewnego dnia, wyczytałem w gazecie, że otwiera się nabór w szkole trenerów. Miałem kilka innych pomysłów, ale ostatecznie zdecydowałem się postawić na trenerkę. Pierwsze dwa kursy zrobiłem na miejscu w Bilbao, zaś trzeci był organizowany dla trenerów z całej Hiszpanii w Sewilli, gdzie maksymalnie 4 trenerów z naszej prowincji Vizcaya mogło się dostać. Ostatecznie, udało mi się uzyskać najwyższą licencję, jednak obowiązkowo musiałem odbyć roczne praktyki w dowolnym klubie.

Trafiłem do Getxo, gdzie trenowałem z najmłodszymi zawodnikami. Bardzo dobrze czułem się w tym miejscu i władze klubu zaproponowali mi, abym przejął pierwszą drużynę, która grała na poziomie Tercera Divison. Po udanym sezonie Getxo, odezwał się do mnie prezydent Sestao River z propozycją, abym objął ich zespół, który występował na wyższym poziomie, czyli Segunda B. Pierwszy sezon w nowych barwach zakończył się sukcesem i awansowaliśmy do Segunda Divison. Bardzo dobrze wspominam ten czas i uważam, że był on dla mnie kluczowy w kontekście mojej kariery trenerskiej.

W jaki sposób grały Twoje drużyny?

Początkowo musiałem mieć na uwadze, że piłka nożna w przypadku większości zawodników to nie było ich jedyne zajęcie. Mieli dodatkową pracę, także nie mogliśmy przesadzić z obciążeniami podczas treningów. Dodatkowo wyjazdy były dla nas niezwykle męczące. Wyobraź sobie podróże autobusem z Kraju Basków do Andaluzji lub Kraju Basków do Galicji.

Na ogół pracowałem z zespołami, które nie miały zbyt wielu indywidualności. Dlatego też, starałem się im wpajać grę na wysokiej intensywności każdego dnia. Nie mogliśmy sobie pozwolić na to, żeby odpuszczać grę wysokim pressingiem. Cały czas staraliśmy się wywołać presję na rywalu.

Z drugiej strony, nie jestem zwolennikiem długiego utrzymywania się przy piłce. Starałem się, aby moje drużyny grały wertykalnie, stwarzając dużo sytuacji bramkowych. Czasami nie masz możliwości, żeby grać do przodu, jednak sam pomysł musi być klarowny dla zawodników.

W piłce nożnej chodzi o to, żeby zrównoważyć aspekt fizyczny z grą w piłkę. Drużyna powinna być intensywna bez piłki, jednak poszczególni zawodnicy muszą między sobą się bardzo dobrze rozumieć. Jeśli tego nie będzie to możemy dobrze pressować, jednak kiedy będziemy w posiadaniu piłki, to od razu ją stracimy ze względu na brak pomysłów.

Pisząc moją pracę dyplomową podczas kursu UEFA PRO na temat wysokiego pressingu drużyny SD Eibar, Jose Luis Mendilibar powiedział mi, że osobą, która go najbardziej ukształtowała jako trenera, był Javier Irureta, jak sądzisz dlaczego?

Mendilibar jako zawodnik był zupełnie inny niż teraz jako trener. Zawodnik ofensywny, mediapunta, bardzo dobry technicznie, jednak jeżeli chodzi o pracę w obronie to nie była to jego mocna strona. Dlatego też, kiedy byłem jego trenerem, dla mnie najważniejszy był zespół i nie mogliśmy sobie pozwolić, żeby ktoś był wyłączony z działań obronnych. Może dlatego Jose Luis Mendilibar po czasie zrozumiał, że ten aspekt jest niezwykle istotny.

W jaki sposób zarządzać konfliktami w drużynie? Warto przypomnieć słynną sytuację z Djalminhą podczas Twojej pracy w Deportivo La Coruna, kiedy to chciał Ciebie uderzyć głową. Jak reagować na tego typu zdarzenia?

Na ogół są to bardzo złożone sytuacje i trzeba być bardzo ostrożnym. Akurat w tej sytuacji chodziło o to, że według niego w gierce treningowej miał być podyktowany rzut karny, jednak mój asystent zdecydował inaczej. Zaczęli się kłócić i musiałem zainterweniować, żeby wesprzeć członka mojego sztabu szkoleniowego. Na co on zareagował tym słynnym gestem, jednak przysięgam Ci, że nie dotknął mnie nawet na milimetr.

Zdecydowałem się odsunąć go od drużyny, nie powołując na kolejne spotkanie. Oprócz tego zebrałem kapitanów drużyny, tak aby wysłuchać ich opinii na ten temat. Ostatecznie odszedł do klubu z ligi austryjackiej. Mogę w pewnym stopniu zrozumieć jego frustrację. Mało grał w naszym zespole, a walczył o powołanie do kadry Brazylii na mundial w 2002 roku. Miał też dużą konkurencję na swojej pozycji, naszym podstawowym zawodnikiem był Valeron, który był ulubieńcem kibiców.  Djalminha był bardzo efektowny w ofensywie, pamiętam słynną akcję na Bernabeu jak ośmieszył Fernando Hierro, jednak nie pracował za bardzo w obronie, a dla mnie ten aspekt był niezwykle istotny.

Jaką relację miałeś jako trener ze swoim zawodnikami? Starałeś się być blisko czy utrzymywać dystans?

Jestem bardzo zadowolony z faktu, że po czasie, wielu zawodników się do mnie odzywa, dziękując mi za pracę, którą z nimi wykonałem. Nigdy mi nie powiedzieli, że źle się ze mną pracowało. To właśnie ich opinia sprawia, że jestem dumny ze swojej pracy. Tacy szkoleniowcy jak: Scaloni, Quique Setien, Ernesto Valverde czy wspomniany wcześniej Jose Luis Mendilibar to moi byli zawodnicy. Mam też bardzo dobre wspomnienia z Valerim Karpinem, obecnym selekcjonerem reprezentacji Rosji. Pamiętam, jak pewnego dnia do niego zadzwoniłem z zapytaniem czy nie chciałby przejść do Celty, gdyż nie był zadowolony ze swojej sytuacji w Valencii. Od razu się zgodził i od tamtego czasu jego kariera nabrała rozpędu. Inny przykład to Imanol Alguacil, który mało grał w mojej drużynie. Zaś kiedy to w jednym spotkaniu dałem mu szansę i wszedł na 20 min, doznał kontuzji. Przez ten przykład chcę pokazać, że nawet jeśli trener daje szansę danemu zawodnikowi, to trzeba to wykorzystać. Starałem się utrzymywać z nimi dobrą relację, jednak w pewnych momentach musisz być stanowczy i utrzymać powagę.

Zdarzały się również sytuacje, które rozluźniały atmosferę. Często odpowiadałem anegdotę, o tym jak udało mi się przykryć samego Pele i nie strzelił ani jednej bramki. Było to w prawdzie podczas jednego z meczów towarzyskich. W innych spotkaniach wiadomo, że strzelił nam bardzo dużo bramek. Niesamowity gracz, mistrz świata w wieku zaledwie 17 lat. Zawodnicy nie do końca w to wierzyli i zdarzało im się ze mnie żartować. Pamiętam nawet, że dostałem od nich w prezencie obraz, na którym był Pele i napis: „podobno nawet nie dotknąłeś piłki”.

Powiedziałeś o swoich podopiecznych, a kto był Twoim trenerskim mentorem?

Luis Aragones z pewnością wyróżniał się jeżeli chodzi o jego osobowość. Miał bardzo silny charakter. Jego przemowy były bardzo motywujące. Potrafił zrugać nawet największą gwiazdę jaką w tamtym czasie był Romario. Trzeba być jednak z tym bardzo ostrożnym, gdyż w dzisiejszych czasach, w obliczu kamer, media mogą to wykorzystać przeciwko tobie.

Z drugiej strony, bardzo ceniłem austryjackiego szkoleniowca, Maxa Merkela, który długo pracował w Niemczech. Mówili na niego „mister latigo”, czyli „trener bicz”. Biegaliśmy po schodach na starym stadionie Vincente Calderon albo wokół boiska z piłkami lekarskimi. Wygraliśmy ligę i puchar. Jednak został zwolniony, dlatego bo nie podpasował części starszych zawodników, którzy narzekali na jego zbyt ciężkie metody treningowe. Pamiętam też pewną podróż pociągiem, kiedy to niektórzy zawodnicy poprosili o tabletkę na lepszy sen po meczu. Max Merkel tak się wściekł, że zaczął ich wyzywać po niemiecku. Zaczął opowiadać historię o żołnierzach niemieckich podczas drugiej wojny światowej, który spali na stojąco w pociągach, nie mieli łóżek, żeby móc odpocząć, a profesjonalni piłkarze nie mogą usnąć na normalnych łóżkach.

Okres pracy w Deportivo La Coruna to bez wątpienia czas Twoich największych sukcesów w karierze trenerskiej. Mistrzostwo, Puchar, Superpuchar Hiszpanii i oprócz tego półfinał Champions League. Jak udało Ci się zbudować tak silny zespół?

Po udanym sezonie w Celcie Vigo, kiedy zakończyliśmy sezon na 6 miejscu, awansując do europejskich pucharów, odezwał się do mnie klub z La Coruni z propozycją pracy. Zwróć uwagę, że poprzedni sezon zakończyli oni na 14-stym miejscu, a już w pierwszym sezonie kwalifikujemy się do europejskich pucharów.

Przede wszystkim miałem bardzo dobrych zawodników. Klub robił mądre transfery i dzięki kilku wzmocnieniom łatwiej było stworzyć mocny zespół. Graliśmy w ustawieniu 1-4-2-3-1, tak żeby wyeksponować naszego napastnika Roya Makaaya. Był bardzo szybki, dobrze ruszał na wolną przestrzeń, a dodatkowo wracał i solidnie pracował w obronie.

Zawsze zwracałem uwagę na to, żeby w moich drużynach panowała dobra atmosfera. Zawodnik musi czuć się szczęśliwy w drużynie i tylko wtedy będzie mógł pokazać swoją najlepszą wersję. Każdy gracz powinien być przekonany, że trener w niego wierzy. Nawet jeśli mało gra, to trzeba sprawić, żeby czuł się potrzebny. Zdarzały się sytuacje, w których to piłkarz narzekał, bo mało gra, jednak musi on zrozumieć, że jest to sprawa całej drużyny nie tylko na linii trener-zawodnik. Ważne jest, żeby zawodnik czuł się pewien tego co ma wykonać na boisku, grał na zasadzie automatyzmów.

Warto przytoczyć słynny ćwierćfinał Champions League z sezonu 2003/2004 i remontadę z 4-1 na 4-0 eliminując AC Milan prowadzony przez Carlo Ancellotiego. Jak udało wam się tego dokonać?

Przyznam szczerze, że byłem bardzo pewny tego, że uda nam się ich wyeliminować, gdyż w pierwszym meczu różnica między nami nie była tak duża, żeby przegrać, aż 4-1. Zawodnicy również wierzyli, że możemy tego dokonać i to był klucz do sukcesu. W rewanżu stworzyliśmy bardzo dużo sytuacji bramkowych i uważam, że zasłużenie awansowaliśmy dalej.

Warto również powiedzieć o tym, że jako pierwsza hiszpańska drużyna w historii pokonaliśmy Bayern na ich boisku w Monachium (3 gole Roya Makaaya).

Na poziomie Champions League trener musi nie tylko kontrolować to co się dzieje na boisku, ale również inne aspekty, w jaki sposób sobie z tym radziłeś?

Dobry przykład to Mourinho, z którym to mierzyłem się w półfinale Champions League grając z FC Porto. Uważam, że bardzo dobrze zarządza ona aspektami poza boiskowymi. W pierwszym meczu zremisowaliśmy 0-0, jednak jeden z naszych kluczowych zawodników Andrade dostał czerwoną kartkę i nie mógł wystąpić w rewanżu. Deco to jego bardzo dobry przyjaciel od którego kupił nawet samochód. Kiedy to zawodnik FC Porto leżał na murawie, Andrade lekko go kopnął, zachęcając do tego, żeby wstawał. Arbiter zinterpretował jako agresja i wyrzucił go z boiska. Uważam, że Mourinho mógł przyczynić się do tego, że nasz podstawowy obrońca nie zagrał w rewanżu.

Oprócz pięknych momentów w twojej karierze trenerskiej, bywały również trudne momenty, jak zarządzać tego typu sytuacjami, żeby przez tak długi czas utrzymywać się na wysokim poziomie?

Na pewno trzeba mieć mocną głowę, żeby radzić sobie z tego typu sytuacjami. Oprócz tego warto otaczać się ludźmi, którzy będą z Tobą na dobre i na złe, a nie tylko kiedy odnosisz sukces. Możesz również współpracować z psychologiem, jednak ważne jest, żeby on również znał się na piłce, tak aby Ciebie dobrze zrozumieć. Trzeba wyciągać wnioski z poprzednich doświadczeń, żeby z biegiem lat starać się lepiej pracować. Nie warto zamykać się na jedną wizję, tylko trzeba mieć otwartą głowę. Warto być normalnym oraz być przygotowanym na różne przeciwności losu. Czym wyżej jesteś tym więcej aspektów musisz kontrolować.

Po serii gorszych meczów warto zadbać o rozluźnienie atmosfery, tak aby nie było napięcia w drużynie. Oprócz tego zawodnicy nigdy nie mogą Ciebie widzieć zdołowanego z pochyloną głową.

Podczas odpraw moją mocną stroną było rysowanie taktyki na tablicy. Może wydawać się to śmieszne, ale uważam, że bardzo dużo w tym pomogło mi moje wykształcenie inżyniera. Czasami zdarzało się, że zawodnicy dla żartów rysowali coś na tablicy przed moim wejściem. Nie warto robić z tego afery, tylko można to również obrócić w żart.

Czy masz jakieś piłkarskie wspomnienia związane z polską piłką?

Tylko raz byłem w Polsce jako zawodnik Atletico Madryt w latach siedemdziesiątych, przegraliśmy 2-1 z Legią Warszawa. Graliśmy w zimę, także możesz sobie wyobrazić jak duża była to dla nas różnica jeżeli chodzi o temperaturę. Pamiętam z tamtych czasów takich zawodników jak Deyna czy Gadocha. Jednak w pierwszym meczu wygraliśmy 1-0 i dzięki temu udało nam się awansować. Ostatecznie odpadliśmy w półfinale z Ajaxem, czyli autentycznym „equipazo” jak na tamte lata.

Jaką radę dałbyś wszystkim trenerom piłki nożnej?

Przede wszystkim, aby utrzymać ciągłość pracy i się nie poddawać. Oprócz tego nie tworzyć niepotrzebnych konfliktów w szatni. I mówić prostym językiem do zawodników, tak aby było to zrozumiałe. Trzeba być spokojnym z tym co robisz, nie sugerować się za bardzo opinią innych.

Uważam również, że trener powinien dostrzec u zawodnika to co robi dobrze i starać się to jak najlepiej wyeksponować. Zamiast wymagać od niego rzeczy, których nie jest w stanie zrobić, gdyż nie posiada do tego predyzpozcyji.

Nie masz ochoty wrócić do piłki? Czego mogę Tobie życzyć?

Nie, tyle lat cudownych doświadczeń w zupełności mi wystarczy. Ostatnie doświadczenie to praca razem z Mikelem Etxarrim w reprezentacji Kraju Basków, którego również bardzo cenię. Jest świetnym obserwatorem i od razu jest w stanie dostrzec słabości rywala. Piłka nożna to toczenie wielu bitew, na które już nie mam siły. Chcę mieć spokojne życie razem z moją rodziną. Zdrowie jest najważniejsze.

 

 

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *