Opublikowano Dodaj komentarz

CD Laudio, czyli kolejny krok do przodu

Sezon 2020/2021 przyniósł zmiany w moim życiu zawodowym. Zmieniam barwy klubowe na CD Laudio. Co to miejsce? Czemu akurat tam trafiłem? Jaka będzie moja rola? Dlaczego jest to dla mnie kolejny krok do przodu?

Laudio to niewielka miejscowość w Kraju Basków (około 20 tysięcy mieszkańców) oddalona o 25 km od Bilbao w prowincji Alava. Jednakże, marka CD Laudio nie jest przypadkowa na piłkarskiej mapie w Kraju Basków. Występy w kategoriach Segunda B oraz Tercera sprawiły, że nazwa ta jest bardzo dobrze znana wśród przeciętnych kibiców piłki nożnej. Niestety, po owocnych latach, nastąpiło załamanie i ze względu na problemy finansowe klub został zdegradowany do najniższej kategorii rozgrywkowej. Ponadto, ówczesny zarząd podał się do dymisji, zostawiając po sobie spory dług do spłacenia. Po tym wydarzeniu, zebrała się grupa śmiałków, która postanowiła odbudować klub, stopniowo realizując ambitny plan. Naprawić struktury całego klubu, tak aby docelowo wrócić na szczebel centralny, czyli do rozgrywek Segunda B.

Cieszę się, że mogę być częścią tego projektu. Bardzo miło mi się zrobiło, w momencie gdy dostałem telefon z propozycją pracy w CD Laudio. Zarząd klubu docenił moją pracę, to jaką jestem osobą i że mogę wnieść coś nowego i wartościowego w struktury ich klubu. Po odbyciu dwóch rozmów, zdecydowałem się przyjąć ich propozycję.

Dlaczego uważam to za kolejny krok w przód? Przede wszystkim, kiedy to pierwszy raz pojawiłem się w Laudio to od razu widać, że jest to prawdziwy klub piłkarski. Stadion, szatnie, boiska treningowe, natychmiast można wyczuć zapach poważnej piłki. Mój cel to z roku na rok trenować coraz to lepszych zawodników w dogodniejszych warunkach. Chcę się trzymać tej zasady, jak na razie bardzo dobrze mi to wychodzi. Moim zdaniem w życiu trenera, nie powinno być miejsca na pośpiech. W tej podróży nie ma drogi na skróty. Trzeba czerpać radość z każdego dnia i miejsca w którym obecnie się znajdujemy. Małymi kroczkami, bez pośpiechu.

Mam satysfakcję, bo widzę jak krok po kroku moja przygoda z trenerką idzie w dobrym kierunku. Trzy lata temu, zostawiając za sobą całego życie w Polsce i przyjeżdżając do Kraju Basków, zaczynałem właściwie od zera. Przejąłem zespół 10-latków, dostając za to grosze, mieszkając w małym pokoju na przedmieściach Bilbao. Z dnia na dzień, z treningu na treningu, z meczu na mecz,  staram się ulepszać moją metodologię pracy. Jestem w stosunku do siebie coraz to bardziej wymagający, tak aby być jeszcze lepszym trenerem. Dokąd mnie to zaprowadzi? Nie mam pojęcia, ale jestem dumny oraz szczęśliwy z mojej drogi.

W sezonie 2020/2021 będę pełnił funkcję I trenera drużyny U-19 oraz asystenta trenera w sztabie I drużyny CD Laudio. Moim głównym projektem będzie zespół juniora starszego, gdzie będziemy rywalizować w rozgrywkach „Liga Vasca” czyli tzw. „mikroregionie”,  lidze z udziałem drużyn w całym Kraju Basków. Jest to dla mnie spory przeskok, gdyż do tej pory miałem okazję rywalizować wyłącznie z zespołami w okolicach Bilbao. Dodatkowo, rola asystenta trenera w drużyny seniorów to duże wyzwanie dla mnie, gdyż celem na ten sezon jest powrót do Tercera Division. Możliwość pracy z dorosłymi zawodnikami, którzy w przeszłości grali w poważnych klubach daje mi nowy bodziec do rozwoju oraz wzbogaca mnie nie tylko jako trenera, ale również jako człowieka.

Ciężko opisać jest radość, kiedy po ponad 6 miesiącach przerwy od treningów, ponownie mogłem poprowadzić trening mojej własnej drużyny. Aby zminimalizować ryzyko rozprzestrzeniania się koronawirusa, przez pierwsze dwa tygodnie trenujemy w małych grupach (max 9 osób), realizując tzw. „pre-pretemporade”. Jest to okazja na przyjrzenie się z bliska zawodnikom, wprowadzanie koncepcji mikro oraz stopniowe wdrażanie naszych głównych zasad gry. Po dwóch tygodniach okresu wstępnego, zamykamy kadrę zespołu, rozpoczynając właściwy okres przygotowawczy, czyli czas na dopracowanie wszystkich mechanizmów w naszej grze. Mamy 5 tygodni na to, aby być perfekcyjnie przygotowani do pierwszego meczu ligowego, czyli na dzień 1.11.

Sezon ten będzie nietypowy. Samo fakt, że rozpoczął się z opóźnieniem i skończy się w innym terminie, powoduje, że musimy zmienić nasz dotychczasowy plan przygotowań. Inny format rozgrywek, czyli podział na dwie grupy, fazy play-offów i play-outów, których również musimy się nauczyć. Ponadto, szereg innych nieprzewidywalnych zdarzeń, tj. kontuzje, koronawirus w drużynie, czy zawieszenie rozgrywek, które również może nastąpić. Ważne jest, żeby dobrze odnaleźć się w tej nowej sytuacji i umiejętnie się do niej przystosować.

Podchodzę z maksymalnym entuzjazmem do pracy w nowym klubie. Mam sporo swoich przemyśleń i wniosków z poprzedniego sezonu, które chcę wdrożyć w praktykę w zespole CD Laudio. Zarówno jeżeli chodzi o aspekty czysto piłkarskie, ale również inne elementy. Coraz bardziej zwracam uwagę na aspekty takie jak przywództwo, komunikacja czy zarządzanie emocjami.  Na przykład, ostatnio pracuję nad tym w jaki sposób mówić pewne rzeczy. Zarówno do całej drużyny jak i do poszczególnych jednostek. Jakich słów i emocji używać? Jak sprawić, żeby mój przekaz dotarł głęboko do zawodnika?  Zawód trenera to ciągła praca nad udoskonalaniem swojego warsztatu. Całe szczęście. Kiedyś wydawało mi się, że znam już odpowiedzi na wszystkie pytania. Po czym okazało się, że te pytania brzmią teraz inaczej i ponownie muszę zastanowić się jak na nie odpowiedzieć.

Opublikowano Dodaj komentarz

Jak zarządzać czasem martwym podczas meczu?

Daniel Świrski przegrał kolejny zakład ze mną i dlatego też powstał ten tekst. Tym razem, chodziło o to, kto wygra w spotkaniu Bayern-Barcelona w ćwierćfinale Champions League (8-2). Akurat zespół z Katalonii w poprzednim sezonie to dobry przykład tego w jaki sposób nieumiejętnie korzystać z przerw w grze. My jako trenerzy piłki nożnej w dużej mierze skupiamy się na aspektach ściśle piłkarskich podczas meczu. Jak wyglądamy w ataku, jak w obronie? Czy realizujemy to co sobie zaplanowaliśmy przed spotkaniem? Jak gra przeciwnik? Co zrobić, aby mu się skutecznie przeciwstawić? Z drugiej strony, uważam, że nie powinniśmy zapominać o aspektach, na które możemy mieć wpływ, kiedy piłka jest poza grą. To tyle słowem wstępu, teraz już zostawiam was z autorem tego artykułu i jego spojrzeniem na ten temat.

Zanim objaśnimy czas martwy podczas gry, przeanalizujmy, jak wyglądają etapy budowania drużyny. Na początku następuje formowanie, wzajemne poznanie siebie i ustanowienie hierarchii w drużynie. Potem  następuje konflikt, narastają konflikty interpersonalne, zawodnicy zaczynają dostrzegać, kto jest zawodnikiem pierwszego składu, a kto nie. Później następuje normalizacja, drużyna zaczyna akceptować cele wyznaczone przez trenera. Rozpoczyna się działanie, drużyna staje się jednością, osiąga wyznaczone cele, albo nie. Prędzej, czy później przychodzi czas na rozstanie. Praca na stanowisku trenerskim trwa średnio 2-3 lata w danej drużynie, chyba, że trener wymieni większość kadry, wtedy jego praca trwa dłużej.

Tak, jak nie wiemy, kiedy umrzemy, tak nie wiemy, kiedy nas zwolnią. Może podświadomie to gdzieś przeczuwamy, jednak zawsze uważamy, że to jest zły moment. Po zwolnieniu szukamy winnych wszędzie, ale nie u siebie. Postrzegamy wszystko ogólnie, nie zagłębiamy się w szczegóły. Cytując Michała Anioła „nie należy lekceważyć drobnostek, bo od nich zależy doskonałość” i odnosząc się do klasyka, po czasie rozumiemy, że powodem zwolnienia były cholerne detale.

Być może jednym z nich był fakt, że nie zwracaliśmy uwagi na czas martwy podczas gry. Mecz piłkarski teoretycznie trwa 5400 s, jednak jego dużą część stanowią krótkie przerwy. Warto się zastanowić jak bardzo te kilkusekundowe pauzy pomiędzy grą wpływają na poprawę gry naszej drużyny. Czy przekazywane uwagi mają jakieś znaczenie? Czas efektywny to około 60 minut, zatem można zadać sobie pytanie co się dzieje z pozostałymi 30 minutami? W jaki sposób można je skutecznie wykorzystać?

Często spotykam się z tezą, że przekazując uwagi należy krzyczeć (robi tak większość trenerów). Dajemy upust naszym emocjom, które nie pomagają naszym zawodnikom. Warto tu zadać sobie pytanie, co my jako trenerzy mamy pod kontrolą w trakcie spotkania, czy marnotrawiąc energię, nie tracimy kontaktu z meczem, z naszymi zawodnikami? Skupmy się na aspektach na które mamy rzeczywiście wpływ. Jeżeli nie trzymamy ciśnienia weźmy 2-3 spokojne oddechy, a najlepiej 10 i zacznijmy myśleć racjonalnie.

Okej, ale wróćmy do meritum. Jakie uwagi należy przekazać zawodnikom podczas czasu martwego (przerwa na picie wody, kontuzja zawodnika, niezaplanowana przerwa w meczu, itd). Na pewno musimy zacząć od siebie. Nie możemy mówić naszym zawodnikom, że należy grać spokojnie, gdy chwilę wcześniej nerwowo biegaliśmy przy linii bocznej, bo nie będziemy wiarygodni. Mowa ciała jest niesamowicie istotna. Moim zdaniem to klucz.

Wielu trenerów uważa, że musi przekazać wiele uwag, gdyż w przeciwnym razie będą źle odebrani przez otoczenie. To jest błąd. Nasza drużyna często bez słów odczytuje wskazówki trenera i wie co robi źle. Najważniejsze jest nie to co powiemy naszym podopiecznym, tylko kiedy, w jakim momencie to zrobimy i jakiego tonu i barwy głosu użyjemy. Ilu z nas trenerów zadało sobie ten trud i nagrało swoje zachowanie podczas meczu? Tak aby, przeanalizować czy uwagi, które kierujemy do swoich zawodników są wartościowe. Czasami jedno słowo, wypowiedziane w odpowiednim tonie i w emocjach może lepiej zadziałać niż 15-minutowy monolog. Jakość, a nie ilość.

Wchodząc bardziej w szczegóły, my jako trenerzy powinniśmy mieć strategię na mecz również dla siebie. Grając z rywalem, jaki on jest, czy będzie prowokował mnie, jako trenera i moją drużynę, czy będzie raczej stonowany i czekał na nasz błąd. Na to mamy wpływ i nic nas nie może wyprowadzić z równowagi. Weźmy pod tapetę nienajgorszego trenera ostatnich lat, Hiszpana Pepa Guardiolę. Widać, że cały czas gestykuluje, żyje meczem. Ale na pewno jest to jego strategia na mecz, dzięki takiemu zachowaniu daje upust swoim emocjom i gdy przekazuje jakieś uwagi swoim zawodnikom to widać, że są one wywarzone oraz merytoryczne.

Uważam, że nie powinniśmy być zero-jedynkowi. Nie może być tak, że udajemy kogoś kim nie jesteśmy. Jeżeli jesteśmy bardziej cholerykami to żyjmy meczem, nie siedźmy na ławce trenerskiej, tylko odreagujmy stres, będąc cały czas w ruchu i nie zapominając o oddechach. Jeżeli jesteśmy bardziej flegmatykami, nie ma problemu, siedźmy na ławce trenerskiej, jak Vicente del Bosque, ale w czasie przekazywania wskazówek dla drużyny wznieśmy się na wyżyny i przekażmy to co chcemy z charakterem. Najważniejsze jest, żeby być najlepsza kopią samego siebie, być autentycznym i robić to wszystko, jak hiszpańscy trenerzy z pasją.

Obserwujmy nie tylko naszych zawodników, podczas pierwszych fragmentów meczu, ale też, co robi przeciwnik. Przekazujmy naszym piłkarzom, gdzie przeciwnik zostawia na przykład wolne przestrzenie. Nie reagujmy emocjonalnie na nieudane zagrania naszych zawodników, mówiąc cytuję „co jest”? Mówmy naszym graczom o koncepcjach w ataku i w obronie, które mamy realizować w meczu w oparciu o to, co robi przeciwnik.

Nauczmy naszych zawodników organizować się po wybiciu piłki na aut, tak jak Atletico Madryt, które w takich momentach nie daje się zaskoczyć przeciwnikowi. Ponadto, kiedy jest dłuższa przerwa to są w stanie dokonać szybkich korekcji w trakcie meczu. Nie traktują czasu martwego jako odpoczynku, tylko jest to moment efektywnego zarządzania przez trenera i zawodników, wzajemnych pozytywnych relacji.

Inny dobry przykład to zespół Getafe. Jest to drużyna, która po mistrzowsku zarządza czasem martwym. Specjalnie grają pod faul wybijając przeciwnika z rytmu. W takiej grze czują się idealnie. Sekundy lecą, a oni mają czas na organizację i drużynie przeciwnej bardzo trudno ich zaskoczyć. W statystykach Instatu to oni widnieją na pierwszym miejscu, jeżeli chodzi o najniższy czas efektywny gry. W tym wszystkim nie ma przypadku. Rozmawiając z Olkiem, powiedział mi, że Getafe właśnie w taki sposób trenuje. Trener Bordalas przygotowuje swoją drużynę do różnych wydarzeń meczowych. Jak zyskać kilkadziesiąt sekund w trudnym momencie? W jaki sposób zdekoncentrować przeciwnika? Grasz tak jak trenujesz.

Gdy gramy z bardzo wymagającym przeciwnikiem to powinniśmy wybijać w sposób sztuczny przeciwnika z rytmu i wydłużać przerwy w grze. Jeżeli to my jesteśmy faworytem to powinniśmy dążyć do jak najkrótszych przerw.

Umiejętność utrzymania koncentracji kiedy piłka jest poza boiskiem jest niezwykle istotna. Na najwyższym poziomie często decydują ułamki sekund. Przykłady? Zachowanie chłopca od podawania piłek w meczu Tottenham-Olympiakos czy zaskoczenie zawodników Barcelony podczas rzutu rożnego w rewanżowym meczu z Liverpoolem w rozgrywkach Champions League. To praktycznie niemożliwe zachować koncentracje przez 90 minut, jednak trzeba pracować nad tą umiejętnością, tak aby wydłużyć ten czas do maksimum.

 

 

Powinniśmy nauczyć naszych podopiecznych, aby trzymali napięcie emocjonalne w czasie gdy piłka jest poza grą. Doskonałym przykładem zawodnika, który wytrzymał ciśnienie jest Dani Alves. Jeszcze grając w FC Barcelonie, podczas jednego ze spotkań La Liga, kibice tuż przed wykonaniem rzutu rożnego rzucali w niego bananami. Dani z uśmiechem na twarzy wziął do ręki banana i go zjadł, motywując jeszcze bardziej swoją drużynę do wygranej.

Trener powinien mieć cały czas pomysł na mecz w trakcie jego trwania. Musi ciągle zastanawiać się co już wie o przeciwniku, ale czego przeciwnik nie wie o jego drużynie. Jaką strategię można zastosować, aby dać impuls drużynie do lepszej gry i zaskoczyć rywala.

Szkoleniowiec musi być, jak dobry aktor, posiadać zdolność do wchodzenia w różne role. Jak Diego Simeone, który szaleje przy linii, ale kiedy trzeba udziela merytorycznych uwag. Poza boiskiem jest potulny jak baranek, inny człowiek. Ale wie, że tylko takim stylem może sprawić, że ma posłuch w drużynie i w czasie przerw zawodnicy słuchają go z szacunkiem, stojąc w kółku. Przeciwieństwem jego zachowania jest przykład Quique Setiena za którego kadencji, drużyna nie była jednością i podczas przerw każdy stał, gdzie mu się podobało.

Priorytetowe powinny być nasze pozytywne relacje z zawodnikami, bo wiadomo, że w przypływie emocji dany zawodnik, który niekoniecznie nas lubi  może do nas powiedzieć o jedno słowo za dużo. Jako trenerzy powinniśmy ważyć słowa, kiedy chcemy kogoś ocenić negatywnie. Po analizie wideo może okazać się, że nie mieliśmy racji. Wtedy wiadomo stracimy dobry kontakt z zawodnikiem. Dlatego lepiej być obserwatorem, a nie sędzią, tylko wtedy uwagi przekazywane podczas czasu martwego będą efektywne. Owszem krytykujmy, ale tylko wtedy, gdy mamy więcej czasu, w innych sytuacjach mówmy krótko i treściwie.

Jakim aspektami możemy jeszcze zarządzać kiedy piłka jest poza boiskiem? Czasami jedno słowo w kierunku ławki rezerwowych przeciwnika, może sprawić, że wywołamy u nich emocje. Pozytywne albo negatywne. W zależności od tego co chcemy osiągnąć. Czy potrafimy sprawić, że nasza ławka rezerwowych nam rzeczywiście pomaga? Nasz sztab szkoleniowy, gracze rezerwowi mają rolę drugoplanową, ale bardzo istotną, jeśli ich odpowiednio wykorzystamy. Jaką mamy więź z kibicami? Czy są oni w stanie nas wesprzeć w trudnym momencie? Poprzez mowę ciała możemy ich pobudzić do działania. Jak prezentuje się sędzia? Unai Emery mówił o tym, że na ogół zespół gospodarzy ma 20% przewagi jeżeli chodzi o sędziowanie. Czy jesteśmy w stanie to wykorzystać? I odwrotnie, kiedy gramy na wyjeździe czy potrafimy zarządzać tym aspektem, tak aby nie zostać skrzywdzonym przez sędziego? Powyższe umiejętności mają olbrzymie znaczenie, a są bardzo rzadko poruszane na kursach trenerskich, dlatego też warto zadbać o samorozwój, refleksje na ten temat, tak aby być po prostu lepszym trenerem.

Opublikowano Dodaj komentarz

Kurs „Hiszpański po piłkarsku”

Pomysł na ten kurs wynika z kilku powodów. Przede wszystkim, uważam, że język hiszpański jest bardzo użyteczny w środowisku piłkarskim. Ilość zawodników czy trenerów, którzy mówią w tym języku na całym świecie jest niebagatelna. Należy pamiętać, że to nie tylko Hiszpania, ale również praktycznie cała Ameryka Południowa. Poprzez dobrą komunikację każdy pobyt w tym regionie sprawia, że możemy czerpać pełnymi garściami z wyjazdu zagranicznego. Ponadto, jest bardzo dużo dostępnych materiałów po hiszpańsku (książki, artykuły, wideo), jeśli będziemy w stanie je zrozumieć poszerzamy swoje horyzonty i stajemy się bardziej kompetentni. Co więcej istnieje bardzo dużo zwrotów i zagadnień taktycznych, które nie mają swojego odpowiednika w języku polskim. Na przykład: el desmarque de ruptura, el concepto del tercer hombre czy el repliegue intensivo. Jak to powiedzieć po polsku? Warto poszerzać swój zasób słów w szatni piłkarskiej. Ostatni argument to fakt, że opłaca się znać języki obce. Zwiększa to nasze możliwości oraz sprawia, że jesteśmy bardziej konkurencyjni na rynku trenerskim.

Czytaj dalej Kurs „Hiszpański po piłkarsku”

Opublikowano Dodaj komentarz

Z Ekstraklasy do La Liga

Jaki polski trener ma szansę awansować do Primera Division? Niestety, na ten moment ciężko wskazać chociażby jedno nazwisko, które byłoby blisko tego celu. Tej sztuki dokonał Pacheta, czyli José Rojo Martín, który w Polsce ma opinie dosyć anonimowego, niedocenionego trenera, po tym jak z Koroną Kielce nie osiągnął nic nadzwyczajnego. W sezonie 2013/2014 objął kielecką drużynę po 4 kolejkach jako czerwoną latarnię ligi i zakończył sezon na 11 miejscu. Od tego czasu minęło ponad 7 lat, Korona Kielce spadła z Ekstraklasy, zaś Pacheta dwa lata temu awansował z Elche do Segunda Division, a w tym sezonie do jednej z najlepszych lig świata.

Dlaczego piszę na jego temat? Sądzę, że jest świetnym trenerem, ale jeszcze lepszą osobą. Kiedy z nim rozmawiasz czuć u niego olbrzymią pasję, która w zawodzie trenera jest kluczowa. Zagłębiając się w szczegóły jego pracy, jest kilka aspektów, które przykuły moją uwagę i uważam, że warto o nich napisać. Pacheta pochodzi z małej miejscowości, czyli Salas de Infantes w prowincji Burgos, jako zawodnik oraz trener wiele lat spędził w różnych regionach Hiszpanii (Espanyol, Numancia, Merida, Real Oviedo, FC Cartagena czy Hercules CF), jednak jak sam przyznaje najbliżej mu do futbolu z północnej części tego kraju, czyli Kraju Basków. To właśnie tutaj dominuje gra bezpośrednia, duża intensywność i walka o każdą stykową piłkę.

„Bez dobrych nauczycieli niczego nie osiągniesz”

Cytując słowa Pawła Zarzecznego, Pacheta podczas swojej wieloletniej kariery piłkarskiej starał się wyciągnąć to co najlepsze od swoich ówczesnych trenerów. Miał to szczęście, że jednym z nich był Marcelo Bielsa, od którego jak sam przyznaję najwięcej się nauczył. „ To jest geniusz, którego nie jestem w stanie skopiować”. „Kiedy on Ciebie trenuje, czujesz się niezwyciężony, a to w piłce bardzo trudno osiągnąć”. Inny ze znanych Argentyńczyków, którego Pacheta poznał na swojej drodze to Mauricio Pochettino.  Często spali w jednym pokoju na zgrupowaniach, gdzie mieli bardzo dużo czasu na rozmowy o piłce. Jak widać, ówczesne konwersację były niezwykle owocne, bo obydwaj zawodnicy poszli w trenerkę i do dzisiaj utrzymują ze sobą kontakt.

Z Ekstraklasy do La Liga

Jak trafił do Korony Kielce? Jak sam twierdzi w zawodzie trenera ważne jest, żeby cały czas być aktywnym. Nie bać się podejmować nowych wyzwań i być otwartym na nowe doświadczenia. Tuż przed tym jak trafił do Ekstraklasy trenował drużynę bezrobotnych piłkarzy w Hiszpanii (AFE), z którymi to pokazał się z dobrej strony na turnieju w Insbrucku. To właśnie tam został wypatrzony i dzięki temu trafił zespołu z Kielc. Następnie, miał również epizod w Tajlandii prowadząc zespół Ratchaburi FC, aż wrócił do ojczyzny, gdzie ostatnio odniósł swój największy sukces w karierze trenerskiej, czyli awans do La Liga z Elche.

Jak pracuje Pacheta?

Na początku, warto zaznaczyć, że nie wierzy w ćwiczenia analityczne. Uważa, że poprzez fragmenty gier można wypracować poszczególne mechanizmy w grze zespołu. Dodatkowo, nie jest w stanie rozgraniczyć techniki od taktyki, czy przygotowania fizycznego od mentalnego. Każda z tych 4 stref łączy się w całość i musi być obecna we wszystkich ćwiczeniach. Czy to oznacza, że w ogóle nie robią wyizolowanych form? Nie, Pacheta ma obsesję na punkcie prewencji. Jego zespół jest w stanie poświęcić nawet godzinę czasu na ten element, jednak to trening piłkarski i jego ćwiczenia są daniem głównym.

Jak sam twierdzi, został źle nauczony przez szkołę trenerów, gdyż uwielbia być w środku ćwiczenia, tak aby móc „powąchać” zawodnika, zamiast być ustawionym na zewnątrz i z szerszej perspektywy obserwować to co się dzieje na treningu. Jeżeli chodzi o przygotowanie do meczu, to według Pachety, kluczowe jest, aby w mikrocyklu zawrzeć główne słabości oraz mocne strony, zarówno naszego zespołu jak i przeciwnika. Jednak kwintesencja tego to zorganizowanie w taki sposób treningu, żeby aspekty te były widoczne w każdym ćwiczeniu. Ponadto, ważne jest to, aby wyposażyć zawodnika w jak największą liczbę alternatyw na problemy, które może napotkać podczas meczu. Być drogowskazem, który pomoże mu wygrać kolejne spotkanie.

Nie lubi zamykać się w sztywne ramy czasowe w danym ćwiczeniu. Uważa, że jeśli zawodnikom dobrze idzie to należy ten moment przedłużyć. Z drugiej strony, jeśli gra się nie układa, to trzeba ją przerwać, tak żeby nie powielać błędów. Dużą uwagę zwraca na detale. Przykład? Orientacja ciała. Na każdej pozycji: bramkarz, obrońca, pomocnik czy napastnik i w różnych sytuacjach meczowych. Tak żeby ułatwić sobie przyjęcie, minąć przeciwnika, lepiej dośrodkować czy ruszyć na wolne pole. Dobre ustawienie ciała napędza każdą akcję. Dzięki temu zwiększamy tempo, a nowoczesna piłka nożna idzie właśnie w kierunku szybkości.

Zminimalizować przypadek

U Pachety podoba mi się również to, że nie zostawia niczego przypadkowi. Jest profesjonalistą. Do tego stopnia, że do każdej konferencji prasowej przygotowuje się godzinę czasu. Żadne pytanie nie może go zaskoczyć. Każdemu polecam posłuchać jego wypowiedzi. Profesjonalizm, merytoryka, szczerość, emocje, pasja. To samo widać w kontekście przygotowania do meczu. Nic, co może skontrolować, nie może mu się wymknąć. Jeśli czuje, że trzeba obejrzeć 10 spotkań przeciwnika w dwa dni, to musi to zrobić, kosztem snu czy innych czynności.

Głowa jest najważniejsza

W dzisiejszych czasach mamy dostęp do niezliczonych ilości danych z GPS, etc. Czym więcej informacji tym lepiej, jednak trzeba to odpowiednio dozować zawodnikom. Kto umiejętnie wykorzysta tę wiedzę, ten ma władzę w piłce nożnej. Spodobała mi się jedna z anegdot, które opowiadał mi Pacheta. Co w przypadku jeśli mamy grubego napastnika, który strzela bramki? Nie wystawimy go, bo ma nadwagę i słabo prezentuje się jeżeli chodzi o parametry biegowe? Czy zostawimy go ze względu na drużynę, która dzięki niemu wygrywa mecz za meczem? Jak sam podkreśla najważniejszy jest człowiek i jego umysł. Pacheta ma obsesję, jeżeli chodzi o przygotowanie mentalne zawodnika. Jako zawodnik bardzo cenił u swoich trenerów szczerość i dlatego też uważa, że jest to jeden z najważniejszych elementów w relacji na linii zawodnik-trener.

Jak rozumie on intensywność treningu? Chodzi o to, żeby zawodnik myślał tylko i wyłącznie o treningu. Piłkarz musi mieć czystą głowę, tylko wtedy jest w stanie być odpowiednio skoncentrowany. Jeśli sprawimy, że będzie to 60 minut, jesteśmy geniuszami, jeśli przez 30 minut to całkiem nieźle, jednak jeśli będzie to zaledwie 10 minut to mamy problem. Pacheta to bardzo pozytywny i otwarty gość. Co widać nie tylko w życiu prywatnym, ale również na boisku. Jak sam twierdzi, podczas meczu stara się pozytywnie nakręcać swoich graczy. Gdy trzeba kogoś skorygować bądź powiedzieć kilka mocniejszych słów to bierze taką osobę spokojnie na bok, zamiast krzyczeć z daleka w emocjach. W trakcie przerwy, pierwsze 5 minut poświęca na burzę mózgów ze swoim sztabem i analizę tego co się wydarzyło, a w tym samym czasie daje ochłonąć swoim graczom. Następnie przekazuje wyłącznie 3,4 główne uwagi, które pozwolą jego drużynie wejść na jeszcze wyższy poziom w drugiej połowie.

W jaki sposób gra Elche?

Prawdopodobnie, największą zaletą tego zespołu jest umiejętność adaptacji do różnych scenariuszy podczas meczu. Doskonale dobierają strategię operacyjną na spotkanie z określonym przeciwnikiem. Jednakże, zawsze pamiętając o swoich głównych zasadach, które są wpisane w DNA zespołu. Oglądając mecze Elche w fazie play-off trzeba ich pochwalić przede wszystkim za grę w defensywie. Nie stracili ani jednej bramki w 4 meczach barażowych! Byli w stanie świetnie zneutralizować ataki drużyny przeciwnej poprzez stabilną strukturę w obronie, doskok pressingowy w odpowiednim momencie i we właściwej strefie. Ponadto, jest to drużyna, przeciwko której ciężko się gra, gdyż bardzo szybko odbudowuje swoje ustawienie, tuż po stracie futbolówki,  jedenastu zawodników znajduje się za linią piłki.

Podoba mi się również ich nastawienie w ataku. Elche nie boi się grać w piłkę, Pacheta wychodzi z założenia, że tylko jeśli będziesz posiadał piłkę można zdominować rywala. Widać szeroki wachlarz narzędzi w ataku i dlatego też drużynie przeciwnej ciężko jest przewidzieć w jaki sposób będą grać w danym momencie.  W fazie play-off zdecydowali się na futbol bardziej praktyczny, nie podejmując niepotrzebnego ryzyka, co jak widać bardzo im się opłaciło. I najważniejsza rzecz, ich najlepszy przyjaciel to cierpienie. Grając przeciwko Saragossie 60 minut w osłabieniu, wytrzymali zachowując czyste konto. Rywalizują do ostatniego gwizdka na pełnych obrotach o czym świadczą końcowe minuty każdego spotkania. Momentami mogło się wydawać, że w meczu z Gironą zostali zdominowani, jednak oni czują się swobodnie w takich sytuacjach, kiedy to przeciwnik ma przewagę, a oni muszą cierpieć.

Historia bez happy endu

Elche to drużyna z jednym z najniższy budżetów w Segunda Division. Teoretycznie, nie mieli prawa bić się o awans do Primera Division. Jednak rzutem na taśmę udało im się zająć 7 miejsce, które dawało im prawo do gry w play-offach. Mam teorię, która głosi, że zespół z ostatniego premiowanego miejsca startuje z handicapem. Dlaczego? Bardzo często nikt ich się nie spodziewał w tym miejscu, gdyż większość czasu spędzili w środku, po czym w ostatniej chwili zakwalifikowali się do gry w barażach. Dzięki temu, są lepiej nastawieni mentalnie i nie mają nic do stracenia. Z drugiej strony, w przypadku Elche, sytuacja była jeszcze ciekawsza. W związku z zaległym meczem Deportivo-Fuelnabrada, zespół Pachety do końca nie wiedział czy zagrają w play-offach. Trenowali ponad miesiąc czasu, bez pewności czy sezon już się dla nich skończył czy mogą jeszcze wejść do elity. W jaki sposób zmotywować zawodników w takiej sytuacji? Jak utrzymać wysoki poziom koncentracji? Tym większe słowa uznania należą się tym ludziom. Ostatecznie wspaniały sen się spełnił i Elche wraca do La Liga.

Niestety, ta piękna historia, nie kończy się happy endem. W przyszłym sezonie Pacheta nie będzie szkoleniowcem tego zespołu. Nie dogadał się z argentyńskimi władzami klubu. Nie ulega wątpliwości, że na stałe wpisał się w historię Elche. O czym świadczy ilość serdecznych wiadomości, które otrzymał od wszystkich ludzi ze świata piłki nożnej. Dla każdego trenera to wielka sprawa. To w jaki sposób zostałeś zapamiętany, co po sobie zostawiłeś. Nie da się tego przeliczyć na pieniądze.  Nie pozostaję mi nic innego, jak złożyć jeszcze raz serdeczne gratulacje w tym miejscu i śledzić jego dalsze losy. Trzymam za niego kciuki! Z pewnością nie będzie musiał długo czekać na powrót na ławkę trenerską.

Opublikowano Dodaj komentarz

,,Jadę z Kyoto do Nary, jadę z Kyoto do Tokyo”

Jadę z Kyoto do Nary, jadę z Kyoto do Tokyo, słowa piosenki Quebonafide świetnie oddają to co czułem w ostatnim czasie. Przemierzyłem Polskę wzdłuż i wszerz, żeby hiszpańska metodologia treningu dotarła do różnych zakątków naszego kraju. W sumie przejechałem dokładnie 5054 km i odwiedziłem 11 ośrodków piłkarskich (Cracovia Kraków, Fundacja Megamocni, Antares Zalasewo, Gavia Choszczno, Pogoń Szczecin, WBS Warszawa, KA 4 resPect, DKS Dobre Miasto, Salis CRI, Sportowa Inicjatywa Warmia, Olimpijczyk Kwakowo). Jestem wdzięczny z całego serca osobom, które mnie zaprosiły oraz wszystkim tym, których mogłem napotkać na swojej drodze. Jestem dumny z tego, że mogłem zostawić cząstkę samego siebie w różnych regionach Polski.

Bardzo się cieszę, że mogłem zrealizować ten projekt. Ogromnie brakowało mi boiska, zapachu trawy, kontaktu z zawodnikami. W obliczu niepewnej sytuacji w Hiszpanii w dalszym ciągu nie mogę rozpocząć okresu przygotowawczego z moją nową drużyną, dlatego też zdecydowałem się wrócić na chwilę do Polski. Trenowałem zawodników o dużym przekroju, w zróżnicowanych warunkach, od kilkuletnich, którzy dopiero rozpoczęli swoją przygodę z piłką, niepełnosprawnych, juniorów z kadr młodzieżowych, kobiety, seniorów z niższych lig czy zawodników z występami w Ekstraklasie. Projekt ten dobiegł końca, ale chciałbym podzielić się moimi wnioskami na temat różnicy postrzegania treningu w Polsce, a w Hiszpanii.

Infrastruktura

Temat tabu. Podobno jeśli nie masz odpowiednich warunków to nie można zrobić dobrego treningu. Nie zgadzam się z tym. Często argument ten używany jest jako wymówka do treningu o niskiej jakości. Co więcej, sądzę, że infrastruktura w Polsce wcale nie jest gorsza od tej w Hiszpanii.  Na swoim przykładzie wiem, że połowa boiska do treningu to maksimum co mogę dostać. Dodatkowo, mam tylko 1,5 godziny na wszystko i muszę się tak zorganizować, żeby każda minuta została dobrze wykorzystana, bo przede mną i po mnie trenuje kolejny zespół. Co więcej, większość boisk jest sztucznych i nikt nie narzeka, że są kontuzjogenne czy, że w pełni nie oddają warunków meczowych.

W Polsce, w wielu miejscach widziałem, że trenerzy mają do dyspozycji całe boisko, przez nieograniczony okres czasu. Zarówno murawy naturalne jak i sztuczne. Może to wynikać z faktu, że są wakacje, ale bez wątpienia, jest to olbrzymi komfort do pracy, który powinien przełożyć się na jakość treningu. Oczywiście, ktoś może mi powiedzieć, że widział ośrodki Athletic Bilbao czy Realu Sociedad, ale to jest inny świat. Większość zespołów w Hiszpanii dysponuje jednym boiskiem na którym gra i trenuje kilkanaście zespołów. To tam grają największe talenty, które z czasem trafiają do największych klubów.

Warunki do pracy

Też nie mamy się czego wstydzić, porównując z warunkami w Hiszpanii. Tak naprawdę, żeby przeprowadzić dobry treningi wystarczą piłki, grzybki oraz znaczniki. Nic więcej. Jeżdżąc po Polsce i obserwując niektóre treningi z zewnątrz, czasami boisko przypominało pole minowe, a nie do gry w piłkę. Było tam wszystko: drabinki, płotki, piłki gimnastyczne, etc. Może się wydawać, że czym więcej sprzętu, tym trening wygląda bardziej profesjonalnie. Jednakże, uważam, że w prostocie siła i nawet najlepsze narzędzia nie zastąpią dobrego trenerskiego oka.

Co mam na myśli pisząc warunki do pracy? Również zarobki trenerów. Często słyszy się narzekanie w Polsce, że zawód ten nie jest dobrze opłacany. Za 1000-1500 zł miesięcznie, nie można w pełni oddać się tej pracy. Gdyby zarobki poszły w górę, to wtedy trenerzy byliby bardziej zaangażowani. Nie zgadzam się z tym. Jak to wygląda w Hiszpanii? Z zarobkami trenerów jest jeszcze gorzej. Na własnym przykładzie mogę powiedzieć, że na początku mojej przygody z trenerką w Bilbao, dostawałem 100-200 euro miesięcznie. Jednak starałem się pracować jakbym był w Primera Division, bo wiem, że w przyszłości to zaprocentuje. Tylko nieliczni hiszpańscy trenerzy mogą pozwolić sobie na życie wyłącznie z piłki. Nawet w profesjonalnych akademiach, czy na poziomie seniorów Tercera Division, trenerzy muszą dodatkowo pracować, bo z samej piłki nie są w stanie się utrzymać. Fakt, że w wielu miejscach w Polsce trener juniorów może z tego normalnie żyć uważam za duży luksus.

Intensywność

Czym jest intensywność treningu? Jak ją poprawić? Często słuchając wypowiedzi polskich zawodników grających za granicą, mówią o tym, że trenują na zupełnie innych obrotach. Co mają dokładnie na myśli? Ilość pokonanych kilometrów czy sprintów na wysokiej intensywności? Nie tylko o to chodzi. Coraz bardziej wierzę w obciążenie mentalne niż fizyczne. Fakt, że zawodnik musi być cały czas skoncentrowany powoduje, że szybciej się męczy, nie czuje się komfortowo. Jak to osiągnąć? Na przykład poprzez wprowadzenie, drugiej lub trzeciej piłki. Ktoś może wtedy zapytać, ale jak to? Przecież na meczu jeśli jest druga piłka to sędzia przerywa grę, dlatego mało ma to wspólnego z rzeczywistością. Z drugiej strony, jestem coraz bliżej opinii, że piłka nożna to przypadkowy sport, w którym element losowości często występuje. Komuś piłka odbije się od kolana, ktoś się pośliźnie czy poda niedokładnie. W każdym momencie gry trzeba zadać sobie pytanie czy moje działanie jest rzeczywiście efektywne.

Dodatkowo, lubię manipulować ćwiczeniami. Po każdym treningu zastanawiam się, co jeszcze poprawić w danej jednostce, żeby była jeszcze bardziej skuteczna. Wprowadzając jedną bądź kilka zasad, jesteśmy w stanie wycisnąć jeszcze więcej z naszych zawodników. W wielu przypadkach, trenerzy byli w szoku obserwując swoich zawodników, jak bardzo byli oni zmęczeni, po jednym 10-minutowym ćwiczeniu. Dlaczego? Nie było zbędnych przerw, była ciągłość działań zarówno w obronie jak i ataku i co najważniejsze zawodnicy byli zmuszeni do ciągłego myślenia. Dodatkowo kiedy schodzili na picie wody, od razu mówiłem pozycje w kontekście kolejnego ćwiczenia, tak, żeby płynnie do niego przejść. Poprzez dobrą organizację również zwiększamy intensywność treningu.

Generalnie coraz bardziej wierzę w trening krótszy, ale bardziej intensywny. To znaczy, żeby czas efektywny był bardzo wysoki. Zminimalizować wszystkie możliwe przerwy, a przekaz trenera musi być krótki, ale treściwy. Na ogół moje treningi trwały 1h lub 1h 15 min. Uważam, że zawodnik schodzi z takiego treningu z poczuciem, że dużo się działo, ale bardzo mu szybko to zleciało i chce jeszcze więcej. Nie wierzę w treningi 2 godzinne, w których bardzo ciężko utrzymać intensywność oraz poziom koncentracji na wysokim poziomie.

Postrzeganie piłki 

Uwielbiam kiedy trenerzy w Polsce pytają mnie przed treningiem o temat zajęć. Oczekują odpowiedzi w stylu: doskonalenie gry wewnętrzną częścią stopy, wyprowadzenie piłki czy finalizacja. Ja wtedy odpowiadam jednym słowem: futbol. Według mnie, na treningu, ilość koncepcji do zrealizowania jest tak duża, że ciężko jest zdefiniować jeden temat zajęć. Pracując przykładowo nad wysokim pressingiem, pracujemy również nad wyprowadzeniem piłki, równowagą w ataku i obronie, zabezpieczeniem dalszych stref, etc.

Siedząc w Polsce obejrzałem wiele spotkań z polskim komentarzem. Zauważyłem, że jest bardzo duża różnica pomiędzy komentarzem hiszpańskim, a polskim. Ci pierwsi mówią przede wszystkim o tym co dzieje się na boisku, starając się wnikliwie analizować każde zachowanie, zaś w Polsce chodzi o to, żeby powiedzieć jak najwięcej ciekawostek, które mają mało wspólnego z wydarzeniami boiskowymi. Do czego zmierzam? W dużym stopniu komentarz ten kształtuje trenerów i w konsekwencji mówią oni podobnym językiem, często sprowadzając piłkę do ogólników typu: przegrali, bo nie są przygotowani fizycznie. Ten gość jest słaby, bo często traci piłkę. Trzeba zastanowić się dlaczego i znaleźć przyczynę każdego działania.

W jaki sposób postrzegamy piłkę nożną? Warto ustrukturyzować swoją wiedzę, tak żeby móc ją przedstawić w jak najbardziej klarowny sposób swoim zawodnikom. Zachęcam do refleksji na temat gry. Dzięki temu w trakcie ćwiczenia jesteśmy w stanie więcej zauważyć, a przez to lepiej skorygować poszczególne aspekty. Co się rzeczywiście dzieje na boisku? O co w danym momencie prosi Ciebie gra? Jak zobaczyć więcej? Kiedy ustawić się w środku, na zewnątrz, z przodu lub z tyłu ćwiczenia?

Mi akurat bardzo pomaga zdefiniowanie poszczególnych momentów i scenariuszy w grze. Unikanie mówienia o fazach przejściowych i zamiast tego skupienie się na dwóch głównych momentach, czyli ataku i obronie, które cały czas ze sobą współgrają i wejście w jak największe szczegóły. Atak po odbiorze, atak w rozwoju, atak przed stratą, obrona po stracie, obrona w rozwoju, obrona przed odbiorem, i tak w kółko. To jest moja wizja piłki, piękne jest to, że każdy może to widzieć inaczej.

Cykl treningowy

Który etap cyklu treningowego jest najważniejszy? Który jest najbardziej zaniedbany? Planowanie, przygotowanie, wykonanie, obserwacja, analiza, interpretacja? Mam takie spostrzeżenie, że w Polsce dużo czasu poświęca się na przygotowanie teoretyczne trenerów, a to boisko, czyli praktyka jest najważniejsza w naszym zawodzie. Nie możemy o tym zapominać.

Z drugiej strony, prowadzone są liczne dyskusje na temat długofalowego planowania mezocyklów czy perfekcyjnego przygotowania jednostki treningowej. Uważam, że są to ważne elementy i właściwie każdy szanujący się trener robi to skrupulatnie. W innym przypadku mamy do czynienia z patologią. Chciałbym zaznaczyć jednak, że coraz mniej wierzę w planowanie na dłuższą metę i skupiam się na tygodniowych mikrocyklach.

Przechodząc do sedna, według mnie obszarem, w którym jest największe pole do rozwoju są trzy ostatnie etapy, czyli obserwacja, analiza oraz interpretacja. Dlaczego? To właśnie tam można znaleźć przestrzeń na refleksję, zastanowienie się nad samym sobą, przeanalizowanie oraz zinterpretowanie poszczególnych aspektów i próbę poprawy. Tylko wtedy jesteśmy w stanie urosnąć jako trenerzy.

Okres przygotowawczy

Akurat przyjechałem w takim momencie sezonu, że większość drużyn dopiero co zaczęła rozgrywki ligowe bądź się do nich szykowali. Dlatego też wiele czasu dyskutowaliśmy na temat okresu przygotowawczego w Hiszpanii, a w Polsce. Generalnie, piłka nożna to taki piękny sport, w którym co tydzień mamy egzamin. Nie jest to lekkoatletyka, gdzie budujemy formę na jeden dzień, w którym mamy osiągnąć najlepszy wynik. Dlatego też, uważam, że już od pierwszego dnia przygotowań powinniśmy iść rytmem mikrocyklu ligowego, czyli rozwój gry naszego zespołu w ciągu tygodnia, zakończony sprawdzianem w weekend. Zawsze ciekawią mnie komentarze trenerów po pierwszej kolejce ligowej. Próbują się tłumaczyć, że nie mieli wystarczająco dużo czasu, żeby przygotować się do inauguracji sezonu. Ja się wtedy pytam, to co robiliście w okresie przygotowawczym? Graliście w piłkę czy trenowaliście lekkoatletykę?

Często w Polsce używamy sformułowań, których nie rozumiem. Co to znaczyć robić moc? Albo tlen? Gdzie w tym wszystkim jest piłka nożna? Dlaczego aspekty przygotowania motorycznego stoją ponad aspektami czysto piłkarskimi? Oczywiście uogólniam, jednak poprzez ten przekaz, staram się sprawić, żeby trenerzy w Polsce inaczej postrzegali okres przygotowawczy.

Pasja

Kluczowy podpunkt. Bez tego nie ma niczego. Uważam, że często to słowo jest nadużywane i mylone z hobby lub zainteresowaniem. Miejsce w którym aktualnie mieszkam, czyli Bilbao jest świetnią definicją pasji. Tutaj piłka nożna jest jak religia. Co to znaczy mieć prawdziwą pasję? Do jakiego stopnia jesteśmy w stanie się poświęcić? Jeśli jest ona prawdziwa, to każdy z zawodników to wyczuje, w końcu oni też są zwykłymi ludźmi. Z drugiej strony, jeśli podczas treningu nie ma tej iskry bądź jest ona sztuczna, to spada efektywność. Musi to być przekaz prosto z serca. Ponadto, pasja zaraża innych. Jeśli zawodnicy widzą prawdziwy ogień w naszych oczach, sami inaczej podchodzą do treningu. Gdy nasz zespół czuje, że trener jest tak zaangażowany, że jest cały spocony prowadząc trening, sam wejdzie na jeszcze wyższe obroty. Każdy wyznacza swoje limity w głowie i poprzez odpowiednią postawę można je stopniowo zwiększać. Tak to widzę.

Emocje=pamięć

Bardzo ważne jest, żeby emocje były obecne na treningu. Zarówno te pozytywne jak i negatywne. Podobnie jak w życiu, na ogół pamiętamy te zdarzenia, którym towarzyszyły dobre lub złe emocje. Lubię gestykulować, bo uważam, że mową ciała można sporo rzeczy łatwiej przekazać i lepiej to trafia do zawodników. Podobnie jak trener Mendilibar, wierzę, że trzeba być aktywnym podczas treningu. Być blisko zawodnika, móc go poczuć, postarać się zrozumieć co on rzeczywiście czuje. Ważne jest, żeby odpowiednio wybierać momenty na użycie krytycznych słów czy pochwał i dobrze nimi balansować. Przychodzi to z doświadczeniem, ale warto dobrze poznać zawodników, żeby wiedzieć na co można sobie pozwolić w danej sytuacji. Często staram nazywać się poszczególne elementy bądź koncepcje w taki sposób, żeby budziły emocje. Dzięki temu, zawodnicy łatwiej to przyswajają. Na przykład: strefa deserka, pressing sandwich czy rondo pralka to tylko niektóre wyrażenia, które na stałe wpisały się w słownictwo moich drużyn.

Rywalizacja

Staram się, żeby rywalizacja była obecna w każdym ćwiczeniu. Grasz tak jak trenujesz, a grasz po to, żeby wygrać. Dlatego też, nie zgadzam się z twierdzeniem, które czasami słychać w Polsce, że w najmłodszych latach powinniśmy unikać gry na wynik, bo liczy się dobra zabawa. Zawodnicy z Hiszpanii od dziecka, rywalizują na pełnych obrotach i dzięki temu kiedy ocierają się już o piłkę seniorską dużo lepiej radzą sobie z presją wyniku, gdyż są do niej przyzwyczajeni od wielu, wielu lat. Jest takie jedno słowo po hiszpańsku jak competir, które oznacza rywalizować. Jeśli hiszpański zawodnik je usłyszy, od razu wchodzi na jeszcze wyższy poziom. Kluczowe jest zatem, aby na treningu stworzyć odpowiednie środowisko do zdrowej rywalizacji, w której to nikt nie odpuszcza, bo wiedzą, że zwycięzca jest tylko jeden.

 

Sens

Uważam, że zawodnik na treningu musi czuć, że ćwiczenia, które robi mają rzeczywiście sens. Wie, że to co robi jest ważne, bo będzie mógł to potem wykorzystać w meczu. Dodatkowo, każde ćwiczenie jest przemyślane, przedstawia sytuacje meczową. Nie ma lepszej satysfakcji od momentu, gdy podczas meczu wychodzi nam coś nad czym pracowaliśmy w treningu i jeszcze przynosi to zamierzony efekt, czyli zwycięstwo. Z drugiej strony, najgorsze co może być to podświadoma irytacja danego gracza. Chodzi o sytuacje, w których zawodnik wie, że dane ćwiczenie nie ma sensu, ale i tak je robi, bo zdaje sobie sprawę, że nie ma innego wyjścia. W każdym działaniu musi być sens.

Ważne jest również żeby dobrze zarządzać przestrzenią. Uważam, że my trenerzy zarówno w Polsce jak i Hiszpanii, staliśmy się zakładnikami gier na małej przestrzeni. Zawodnicy je uwielbiają, jest to przyjemne dla oka, jest tempo, etc. Jednak, należy pamiętać, że piłka nożna to gra 11×11, w której to na każdego zawodnika przypada średnio powyżej 250 m2. Dlatego tak ważne jest odpowiednie dobranie wymiarów boiska w każdej jednostce treningowej, abyśmy w trakcie danego mikrocyklu pracowali nad wymiarem zarówno mikro, meso jak i makro.

Trafienie do zawodnika

Coraz bardziej przekonuje się do tego, że nie ważne jest jaka wiedzę się posiada, jeśli nie jesteśmy w stanie odpowiednio trafić do zawodnika. Czasami jeden gest, jedno słowo znaczy więcej niż długi, merytoryczny wykład. Warto zadbać o stworzenie odpowiedniej relacji, tak aby móc zrozumieć drugiego człowieka. Każdy zawodnik to przede wszystkim istota ludzka. W jaki sposób rozmawiamy zawodnikami? Czy mówimy tylko my czy potrafimy go również wysłuchać? Oczywiście czas działa na naszą korzyść, w kontekście budowania relacji, jednak ja wychodzę z założenia, że już od pierwszego treningu można zadbać o dobry feeling. Nie ważne czy ktoś jest z Polski, z Hiszpanii, z Afryki czy Azji.

Piłka nożna to sport zespołowy, jednak widzę coraz większe znaczenie aspektu indywidualnego. W końcu, żeby poprawić dany zespół, należy zacząć od każdej jednostki. Jeśli poprawimy każdego gracza z osobna, nasz zespół zyska na wartości. Zawodnik też nam to odda, gdyż będzie czuł, że skupiamy się na jego rozwoju. Wcześniej, w większości przypadków korygowałem działania zespołowe podczas treningu, a teraz widzę dużą wartość w podejściu indywidualnym. Jest to dobry punkt wyjścia do tworzenia mikrorelacji z innymi zawodnikami i na koniec łączenie tego w całość, czyli w działania zespołowe.

Właśnie wracam do Bilbao. Przede mną kolejne wyzwania. Jeśli kogoś zainteresował ten tekst bądź nie zgadza się z przytoczonymi argumentami to zachęcam do dyskusji pod adres mailowy: [email protected]